Po zrobieniu patentu żeglarza w 87roku, mój kontakt z żaglami urwał na 18lat - niezła przerwa:)
Co prawda był bardzo krótki kontakt z omegą, po jakiś 15 latach ,parę godzin spędzonych z znajomymi na jeziorze Sławskim.
Przez te wszystkie lata z daleka od żeglowania, ilekroć razy miałem kontakt wzrokowy z jachtami będąc gdzieś na urlopie, nachodziła mnie potrzeba żeglowania.Wreszcie przychodzi rok 2005 ,męska decyzja te wakacje spędzam na wodzie:).Zaczęło się od namów mojej dziewczyny Magdy:)Trochę się wahała ale uległa moim namową:).Na najbliższym spotkaniu ze znajomymi została rzucona propozycja wspólnego wyjazdu na żagle i o dziwo dla mnie, spotkała się z dużym zainteresowaniem. Szybko zebraliśmy ekipę sześć osób - trzy pary; ja z Magdą, Agnieszka z Tomkiem i Marta z Markiem.Agnieszka i Tomek byli razem zemną już na Sławie więc co nieco widzieli:).Ustaliliśmy że pojedziemy na mazury, a ja mam zorganizować jacht i podjąć się zorganizowania całej reszty, ponieważ jako jedyny z szóstki mam jako takie pojęcie:). Dla reszty będzie to pierwszy taki kontakt z żeglowaniem.
Rozpoczęły się intensywne poszukiwania w firmach czarterowych, jakiegoś porządnego jachtu z trzema kabinami. Dosyć szybko znalazłem jacht idealnie nadający się na nasz wypad - wybór padł na świeżo wyprodukowany jacht Phila880, czarterowany przez firmę "Shafran-Sail" z Giżycka.
Phila880
Jacht Phila880 nie dość że nowiutki model jachtu ze stoczni "Delphia-yachts" wyposażona w trzy dwu osobowe kabiny, dużą mesę , wc i obszerny kokpit - zadowolił wszystkich, spodobał się od razu - decyzja zapadła,bierzemy go:).Wpłaciliśmy zaliczkę na czarter, jakoś 2000zł - cały czarter na tydzień miał kosztować 3200zł, i pozostało odliczanie do 16 lipca 2005 - dzień czarteru.
Okres oczekiwania na dzień wyjazdu spędziłem na przygotowaniu się z teorii do żeglowania, po 18 latach było co sobie przypominać:)Poczytałem parę podręczników i czułem się gotów do podjęcia misji kapitana i opieki nad pięcioma laikami:).
Każdy z nas poczynił niezbędne zakupy w postaci kurtek przeciwdeszczowych, butów z jasną podeszwą żeby nie rysować pokładu i maści na komary bo bez tego lepiej tam nie jechać:). Dziewczyny wybrały się na zakupy prowiantu na nadchodzący tydzień, wszystko trzeba kupić, tak aby na miejscu jak najmniej czasu spędzać w poszukiwaniu sklepów.
Wreszcie nadchodzi upragniony dzień, jest piątek 15 lipca - dzisiaj się pakujemy i w nocy o 3 robimy wyjazd z Jeleniej Góry do Giżycka. Jedziemy na dwa auta. Odbiór jachtu mamy na 14 w przystani Piękna Góra koło Giżycka.
Przystań Piękna Góra widziana w zumi.pl
Trasę zaplanowaliśmy przez Leszno,Poznań,Toruń,Olsztyn,jakieś 720km - obliczyliśmy sobie że na 12 w południe bez problemu będziemy na miejscu i odpoczniemy sobie widząc już nasz jacht, ale niestety droga przerosła nasze oczekiwania i pomimo szybkiej i prawie nie przerwanej jazdy wyszło nam 11 godzin, po prostu masakra!!!. Dla przykładu w tym samym czasie można bez problemu z Jeleniej Góry dojechać nad Adriatyk do Chorwacji !!!
Nasza trasa w map24.pl
O godzinie 14:45 jesteśmy na miejscu, zostawiamy auta na parkingu strzeżonym w porcie i odnajdujemy armatora, który prowadzi nas do naszego jachtu:)
Armator przekazuje nam nowiutka Phile880 - aż chce się tam zamieszkać:),wpłacamy resztę pieniążków plus kaucja 1000zł i możemy dokonać zaokrętowania.Po 10 minutach
jesteśmy gotowi do odcumowania i wypłynięcia z portu.
Plan jest taki; jak najszybciej wypływamy z portu zatrzymujemy się w najbliższej spokojnej zatoczce i na spokojnie będę tłumaczył reszcie załogi co z czym się je:)
Odpalam silnik, Tomka wysyłam na dziób żeby kierował i w razie czego bosakiem amortyzował ewentualną kolizje z innym jachtem - było troche ciasno jak na moje pierwsze odpłyniecie od kei na silniku więc wolałem się zabezpieczyć:)
Wychodzimy z portu
No nareszcie sami na wodzie,jak dotąd wszystko odbywa się bez problemowo.
Na horyzoncie widzimy Jezioro Kisajno i pierwsze żaglówki, słonko świeci jest ok!
W sumie nie widać miejsca do spokojnego zaparkowania z dala od szlaku wodnego, po krótkim namyśle i wymianie zdań postanawiamy że szkolenie przełożymy na wieczór jak już znajdziemy sobie dogodne miejsce na nocleg. Myślę w duchu ok przecież dam rade, wieje słaby wiaterek to czemu nie. Podaje komendę chłopakom co mają zrobić i stawiamy żagle. Wszystko idzie dobrze, gaszę silnik i zabieram się za szoty i ster - wreszcie czuje to na co tak długo czekałem,po prostu jest super:). Słońce zaczyna przygrzewać , zrzucamy zbędne ciuchy żeby złapać jak najwięcej promyków.Wytłumaczyłem w między czasie załodze jak się wykonuje zwroty,Aga z Tomkiem coś tam pamiętają z pobytu na Sławie,robimy jeden potem drugi zwrot, żadnego problemu wszyscy zadowoleni i ucieszeni. Chłopaki otwierają po piwku i wznosimy toast za udany rejs, po prostu sielanka.
Niestety po jakiś 15 minutach od wypłynięcia z portu, następuje załamanie pogody - nadchodzi ze strony Jeziora Dargin nagły szkwał,zrywa się porywisty wiatr i zaczyna bardzo padać - dziewczyny wystraszone znikają w kabinie:)
Muszę mocno trzymać ster i kontrować aby nie wpaść w trzciny na zwrot z nieprzeszkoloną załogą nie mam szans w tych warunkach, chłopakom mówię żeby zwinęli foka (mamy rolfok), niestety jeden fał został zaklinowany i nie mogą rozkumać gdzie popuścić - ciągną wszystko tylko nie to co trzeba:)
Ja w tym czasie walczę ze sterem i grotem luzując ile się da, widząc że nic z tego nie będzie stawiam jacht pod wiatr i rzucam się do grota i ściągam go w dół, w tym czasie udaje się zwolnić fał foka i można go zwinąć.
Niestety bardzo mocny wiatr 5-6stopni wciska nas w tym czasie w trzciny, może to i dobrze bo jest czas się ogarnąć i ochłonąć.
Mieliśmy niezłą szkołę na sam początek rejsu :)pogoda pokazała swoje nieobliczalne pazurki i szybkość z jaką potrafi się zmienić.Załoga zobaczyła że niema żartów i trzeba nauczyć się która linka do czego:)Ja też mam nauczkę że najpierw szkolenie,a przyjemności potem.Plusem było to że do końca rejsu miałem posłuch u załogi:).
Burza minęła tak szybko jak przyszła, włączyłem silnik i wypłynąłem z trzcin na jezioro gdzie znowu postawiliśmy żagle i wszystko wróciło do normy - teraz było co wspominać i przeżywać, śmiechu było co nie miara:).
Tak sobie pływaliśmy jeszcze ze dwie godzinki i wypatrzyliśmy miejsce na nocleg na styku Jeziora Kisajno z Dargin.
Na horyzoncie nasz dzisiejszy cel
Zanim dopłynęliśmy do brzegu wytłumaczyłem jak podnosi się miecz i płetwę sterową, tak żeby nie było problemu dobijając do brzegu.Wszystko poszło bez problemowo i mogliśmy na spokojnie sobie poodpoczywać po bardzo długim dniu i zaplanować co będziemy robić następnego dnia.
Cdn.
15 listopada 2007
Mazury 2005 cz.1
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz