Translate


Witam serdecznie wszystkich miłośników żeglarstwa, oraz pasjonatów jachtów żaglowych.
Jeśli już tu trafiliście to prawdopodobnie macie podobne zainteresowania do moich, czyli żeglowanie, a jak żeglowanie to i wszystko co z tym związane.
Ale jeśli jesteś tu przypadkiem i czytasz to nadal , to może też Ci się spodoba :)

21 listopada 2007

Wyspy Kanaryjskie - Gran Kanaria

Następnych wakacji nie udało się spędzić na wodzie:( ale nie było daleko od wody bo spędziłem je nad oceanem - pierwszy raz widząc go na własne oczy:)
W 2006 roku byliśmy na Gran Kanaria jednej z hiszpańskich wysp na Atlantyku.

W tle widok na sąsiednią wyspę Teneryfę

Mieszkaliśmy Playa del Cura pomiędzy Puerto Rico i Playa de Mogan na południowo-zachodnim skrawku wyspy.Jest tam naprawdę bardzo ładnie i kameralnie, a cały czas się buduje nowe hotele i drogi. Podczas pobytu codziennie widziałem przepływające jachty i odwiedziłem wszystkie porty w okolicy, gdzie spotykałem jachty ze wszystkich stron świata - ci to mają życie:)



Spacerując wieczorami po portach powstawał kolejny plan na przyszły rok - wakacje jachtem na morzu:).
Co do Gran Kanari to jest tam nawet fajnie, ale jak bym miał tam kiedyś wrócić to tylko własnym jachtem:)
Na wyspie spędziliśmy dwa tygodnie, jeden dzień poświęciliśmy w całości na objazd wyspy autem z wypożyczalni tak aby dotrzeć w góry i zobaczyć całą wyspę z góry.
Poniżej link do galerii wybranych zdjęć z tego pobytu.

Kanary 2006

17 listopada 2007

Mazury 2005 cz.4 ostatnia

Przystań Rydzewo

Następnego dnia (czwartek) obudził nas bardzo mocny wiatr z zacinającym deszczem
który spowodował że jacht zbliżył się do kei (kotwica nie utrzymała)i ocierał się o drewnianą keje, niebo było całe zachmurzone.





Około 15 przestało padać i opuściliśmy Rydzewo płynąc na następny postój.
Na nocleg zdecydowaliśmy się zatrzymać w znanym nam już miejscu na Niegocinie.
Pogoda była paskudna, było zimno i odczuwało się wilgoć. Po krótkim halsowaniu i obserwowaniu regat pod Giżyckiem, podpłynęliśmy do naszego znanego już kotwicowiska sprzed dwóch dni.



Przy brzegu było na tyle płytko że trzeba podnieść silnik. Teraz trzeba wejść do wody i podciągnąć jacht bliżej brzegu, tak aby przywiązać go na noc do drzewa na tyle blisko żeby można było dostać się na ląd suchą nogą. Przenikliwe zimno na dworze spowodowało brak chętnych do wskoczenia do wody:).Tomek przypomniał sobie o rybaczkach które zabrał wraz z wędką i postanowił je przetestować:)





Do wieczora gramy w karty i spożywamy napoje :).
Niestety kolejny dzień (piątek) pogoda nadal nie dopisuje - znowu pada.Po śniadaniu siedzimy w kabinie i pomału myślimy już o tym że impreza dobiega ku końcowi,decydujemy że następną noc spędzimy już w naszym docelowym porcie Piękna Góra.Ja obmyślam swój plan na następne wakacje:).Do 14 spędzamy czas stojąc na kotwicy, później decyduje się trochę popływać bo bez sensu tak siedzieć jak to ostatnia możliwość do popływania i nie wiadomo kiedy będzie następna okazja ?



Na początku załoga zostaje pod pokładem - ale nie długo zaczyna się rozjaśniać i siedzimy już w kokpicie wszyscy. Robimy jeszcze parę szybkich zwrotów i przechyłów tak aby zostały w pamięci:), około 18 obieramy kurs na kanał koło Giżycka którym podążamy do naszego portu. Czeka nas ostatnie położenie masztu.



W niedalekiej odległości od kanału jest nasz port więc dopływamy już tam na silniku.

To już koniec:( - wpływamy do portu na ostatni nocleg.

W portowej knajpie jemy kolacje i kupujemy napoje na ostatnią noc - trzeba opić wypad:).

Jest sobota, to już koniec naszego urlopu. Pozostaje nam spakować się i wyczyścić po sobie jacht dla następnej załogi. Około 12 zdajemy armatorowi jacht - niema żadnych strat więc 1000zł kaucji wraca z powrotem:)
Żegnamy się z jachtem i pozostaje nam jeszcze pokonanie tej cholernej drogi do domu. Tym razem się rozdzielamy - Marek z Martą mają jeszcze parę dni urlopu i jadą prosto z Giżycka nad nasze morze. My pakujemy się w jedno auto i wyruszamy do Jeleniej Góry.
Ps.
Urlop uważam za bardzo udany i ciekawy, była to bardzo fajna odmiana dla wszystkich. Jeśli chodzi o koszty to naprawdę wyjazd w 6 osób na jedną łajbę nie jest wcale taki duży. Jest bardzo wiele firm zajmujących się czarterami jachtów na mazurach, wystarczą chęci i jeden co ma uprawnienia - polecam wszystkim takie spędzenie czasu urlopowego naprawdę warto !!!
Poniżej link do galerii zdjęć z tego rejsu.

Mazury 16-23/07/2005

16 listopada 2007

Mazury 2005 cz.3

Przed wpłynięciem do Mikołajek czeka nas złożenie masztu , mamy dwa mosty przed sobą.



Zaraz po minięciu mostów stawiamy szybko maszt i jesteśmy w centrum Mikołajek.Zaczyna wiać coraz mocniejszy wiatr,do miejsca gdzie można przycumować mamy jakieś 500m płynąc wzdłuż nadbrzeża.
nadbrzeże w Mikołajkach

Dziewczyny widząc cywilizacje (sklepy,restauracje)czym prędzej dają nura pod pokład i zaczynają się stroić, my mamy już wypatrzoną lukę miedzy jachtami przycumowanymi przy nadbrzeżu. Jest tłoczno pełno jachtów, a nas na dodatek zaczyna dopychać do nadbrzeża porywisty wiatr.Kobiety zamiast wywiesić odbijacze zajeły się malowaniem!i mamy problem,kotwica którą wyrzucamy nie daje rady utrzymać jachtu ja walczę z silnikiem (cała wstecz),Marek wyskakuje na ląd i próbuje utrzymać dystans miedzy nadbrzeżem, Tomek odpycha się od jachtu przycumowanego obok bo oczywiście odbijacze leżą sobie w bakistach:).Na deptaku tłoczno , ludzie z zaciekawieniem obserwują naszą walkę - myślę sobie ale siara i jestem wkurzony!

Nadbrzeże w Mikołajkach z góry

Wiatr napiera z taką siłą że silnik ledwo daje rade utrzymać jacht.Wreszcie udaje się uzyskać ciąg w tył i powoli zaczynam się cofać , Marek zostaje bezradny na brzegu. Wreszcie nasze Panie wychylają nos spod pokładu:)jest komu zająć się odbijaczami.Odpływam na jakieś 10m, Tomek jeszcze raz ile sił wyrzuca kotwice i podchodzimy jeszcze raz. Tym razem kotwica złapała i ładnie nas trzyma.Marek dostaje cumę i stoimy - jest ok możemy sklarować jacht. Dziewczyną zbiera się opieprz :)



Teraz spokojnie możemy wyjść w miacho:) Bardzo tu ładnie od tego co zapamiętałem będąc tu 18 lat temu - wiele się zmieniło. Bardzo fajne sklepy i Restauracje - Mikołajki nie mają czego się wstydzić,jest tu europejski poziom.Idziemy wszyscy na jakiś porządny obiad i robimy sobie wolna godzinę.
Przed wypłynięciem tankujemy do kanistra paliwo na wodnej stacji orlenu.Jest około 17,jesteśmy na Jeziorze Mikołajskim, według planu mamy dotrzeć dzisiaj na Śniadrwy i tam przenocować.Wiaterek jest więc po jakiś 30 minutach już je widzimy - jest naprawdę duże.


Wpływamy na Jezioro Śniadrwy

Po przepłynięciu jakiś 800m zrzucamy żagle i stajemy w niedalekiej odległości od trzcin na kotwicy, gdzie zamierzamy przenocować do rana.Wieczór spędzamy grając przy świecach w makao.Parę razy odwiedza nas para łabędzi z małymi:)




Przez całą noc wiał dość mocny wiatr i nie mogę tej nocy zaliczyć do przespanych - co chwila się budziłem i sprawdzałem czy kotwica trzyma i czy nadal stoimy przy brzegu, głupio było by obudzić się gdzieś w trzcinach z drugiej strony jeziora.

Następnego ranka (środa) wita nas czyste niebo i słońce - wiatr pozostaje mocny.Jemy śniadanie, wyciągamy mapę i stwierdzamy że jest półmetek naszej wyprawy i trzeba pomału obrać kurs powrotny do Pięknej Góry. Decydujemy że następna noc spędzimy w znanym już nam Rydzewie.
Puki co stawiamy żagle i zwiedzamy Śniadrwy,wiatr sie zmaga dosyć mocno



zaczyna sie robić fala co przy Sniadrwach jest niebezpieczne z powodu płycizn i wystających kamieni. Ze względu na wciąż rosnącą siłę wiatru postanawiam zwinąć foka i pływać na samym grocie, ale i tak pływanie robi się dość niebezpieczne. Wiatr wieje na pewno z siłą 5 stopi albo lepiej i zaczyna fest przechylać - w oczach załogi widać strach i zaczynają mi co niektórzy piszczeć z przerażenia:)a już po usłyszeniu że na Śniadrwach można udeżyć w kamień załoga sugeruje mi żebyśmy zmienili jezioro, oczywiście ja też już myślałem o tym w duchu, ale nie dawałem poznać po sobie:)
Obieramy kurs na Jezioro Bełdany gdzie pływamy przez parę godzin podpływając prawie do Ruciane-Nida. Koło 14 obieramy kurs powrotny, mijamy Mikołajki gdzie załoga zakupuje na dalsza podróż napoje wyskokowe:)Składamy maszt i przepływamy pod Mikołajskimi mostami, dalej płyniemy na silniku ze złożonym masztem - przed nami sporo kanałów w drodze do Jeziora Jagodne i docelowej przystani Rydzewo.

Załoga po butelce rumu w drodze powrotnej:)

Około 18 wpływamy na Jagodne gdzie stawiamy maszt i płyniemy na żaglach do Rydzewa.W Rydzewie udajemy sie do hotelowej restauracji na bardzo dobrą kolacje w stylu swojskie jadło.



Cdn.

Mazury 2005 cz.2

Następnego dnia (niedziela) rano, po pierwszym śniadanku na jachcie wyciągamy mapę i wyznaczamy kolejne cele podróży. Nocleg planujemy w porcie tak aby skorzystać z sanitariatów i uzupełnić napoje chłodzące:),wybór pada na Węgorzewo.Po drodze mamy zamiar wstąpić do Sztynortu coś przekąsić ciepłego w miejscowych barach.Po jakiś
dwóch godzinach żeglowania po Jeziorze Dargin wpływamy do Sztynortu na wczesny obiad.
Kobiety oczywiście co najpierwsze lecą zażyć kąpieli w portowych sanitariatach.

Przystań w Sztynorcie

Ze Sztynortu wpływamy z powrotem na Dargin i kierujemy się na Jezioro Mamry.Po drodze mamy most do pokonania i czeka nas nowe doświadczenie -złożenie masztu tak aby przejść pod mostem.

Przed nami pierwszy most, za nim rozpoczyna się Jezioro Mamry

Kładzenie i stawianie masztu odbywa się szybko i bez problemów, wpływamy na Mamry gdzie żeglujemy do wieczora - wiatr sprzyja.

Wszyscy zadowoleni można poszaleć:)

Wpływamy kanałem Węgorzewskim do portu w Węgorzewie,po drodze mamy linie energetyczne nad szlakiem wodnym i dla bezpieczeństwa decyduje położyć maszt(nasz ma 12m a linia według znaków 14m )lepiej nie ryzykować:).W porcie jest tłoczno i gwarno, wieczór spędzamy w portowych knajpach.
Jeśli chodzi o spanie to trochę głośno, a rano rybacy wypływają i budzą wszystkich - nie polecam tego portu na nocleg.

Wcześnie obudzeni (jest poniedziałek) szybko wypływamy z powrotem na Mamry - tym razem nie składając masztu (ufamy znakom ).Na jeziorze dziewczyny przyrządzają śniadanko. Kolejny nocleg planujemy już nie w porcie tylko gdzieś w zacisznej zatoczce, mamy zamiar dzisiaj dopłynąć za Giżycko na Jezioro Niegocin.
Żeglujemy w stronę Giżycka, po drodze znowu most i kładzenie masztu - mamy już wprawę:)Znowu płyniemy przez Dargin i Kisajno.Około 15 wpływamy do kanału idącego przez Giżycko do Jeziora Niegocin.Aby przepłynąć przez kanał trzeba stać w kolejce przed obrotowym mostem łączącym centrum miasta, utykamy w kolejce na jakieś 1,5godziny.Wreszcie przychodzi nasza kolej i wpływamy na Jezioro Niegocin.Jeszcze
z godzinkę zajmuje nam płyniecie do wypatrzonego miejsca postojowego na kolejną noc,miejsce wybraliśmy z daleka od drzew żeby zmniejszyć ilość komarów.Po zatrzymaniu sie przy brzegu i przycumowaniu do najbliższego i jedynego drzewa w promieniu 200m,jesteśmy gotowi do odpoczynku.Tomek wyciąga wędkę i próbuje załatwić rybkę na kolacje - niestety nie brały:)


Niestety ryby nie było i trzeba robić kolacje:)

Następnego dnia (wtorek) postanawiamy płynąć do Mikołajek, tak żeby nocować już na Śniadrwach. Wypływamy z rana i po jakiejś godzinie opuszczając Jezioro Niegocin mijamy przystań Rydzewo, gdzie zatrzymujemy się na śniadanko i kąpiel.Rydzewo to bardzo mała wieś, z małą przystanią plażą restauracją i hotelem - polecam bardzo ładne miejsce.

Śniadanko w Rydzewie

Po około dwu godzinnym pobycie na przystani udajemy się w dalszą drogę, przed nami prawie same kanały i małe jeziorka aż do jeziora Tałty. Słońce praży wiatru niema więc przy złożonych żaglach płyniemy na silniku. Najpierw płyniemy przez Jezioro Jagodne potem kanałem na Jezioro Szymon stamtąd znowu kanał na Jezioro Tałtowisko. Na Tałtowisku robimy przerwę i kapiemy się w jeziorku. Następnie kanałem udajemy się już na Jezioro Tałty gdzie możemy popłynąć w stronę Mikołajek na żaglach.Po drodze mijamy wielki hotel Gołębiewski

Hotel Gołębiewski w Mikołajkach.
Cdn.

15 listopada 2007

Mazury 2005 cz.1

Po zrobieniu patentu żeglarza w 87roku, mój kontakt z żaglami urwał na 18lat - niezła przerwa:)
Co prawda był bardzo krótki kontakt z omegą, po jakiś 15 latach ,parę godzin spędzonych z znajomymi na jeziorze Sławskim.
Przez te wszystkie lata z daleka od żeglowania, ilekroć razy miałem kontakt wzrokowy z jachtami będąc gdzieś na urlopie, nachodziła mnie potrzeba żeglowania.Wreszcie przychodzi rok 2005 ,męska decyzja te wakacje spędzam na wodzie:).Zaczęło się od namów mojej dziewczyny Magdy:)Trochę się wahała ale uległa moim namową:).Na najbliższym spotkaniu ze znajomymi została rzucona propozycja wspólnego wyjazdu na żagle i o dziwo dla mnie, spotkała się z dużym zainteresowaniem. Szybko zebraliśmy ekipę sześć osób - trzy pary; ja z Magdą, Agnieszka z Tomkiem i Marta z Markiem.Agnieszka i Tomek byli razem zemną już na Sławie więc co nieco widzieli:).Ustaliliśmy że pojedziemy na mazury, a ja mam zorganizować jacht i podjąć się zorganizowania całej reszty, ponieważ jako jedyny z szóstki mam jako takie pojęcie:). Dla reszty będzie to pierwszy taki kontakt z żeglowaniem.
Rozpoczęły się intensywne poszukiwania w firmach czarterowych, jakiegoś porządnego jachtu z trzema kabinami. Dosyć szybko znalazłem jacht idealnie nadający się na nasz wypad - wybór padł na świeżo wyprodukowany jacht Phila880, czarterowany przez firmę "Shafran-Sail" z Giżycka.


Phila880

Jacht Phila880 nie dość że nowiutki model jachtu ze stoczni "Delphia-yachts" wyposażona w trzy dwu osobowe kabiny, dużą mesę , wc i obszerny kokpit - zadowolił wszystkich, spodobał się od razu - decyzja zapadła,bierzemy go:).Wpłaciliśmy zaliczkę na czarter, jakoś 2000zł - cały czarter na tydzień miał kosztować 3200zł, i pozostało odliczanie do 16 lipca 2005 - dzień czarteru.
Okres oczekiwania na dzień wyjazdu spędziłem na przygotowaniu się z teorii do żeglowania, po 18 latach było co sobie przypominać:)Poczytałem parę podręczników i czułem się gotów do podjęcia misji kapitana i opieki nad pięcioma laikami:).
Każdy z nas poczynił niezbędne zakupy w postaci kurtek przeciwdeszczowych, butów z jasną podeszwą żeby nie rysować pokładu i maści na komary bo bez tego lepiej tam nie jechać:). Dziewczyny wybrały się na zakupy prowiantu na nadchodzący tydzień, wszystko trzeba kupić, tak aby na miejscu jak najmniej czasu spędzać w poszukiwaniu sklepów.
Wreszcie nadchodzi upragniony dzień, jest piątek 15 lipca - dzisiaj się pakujemy i w nocy o 3 robimy wyjazd z Jeleniej Góry do Giżycka. Jedziemy na dwa auta. Odbiór jachtu mamy na 14 w przystani Piękna Góra koło Giżycka.


Przystań Piękna Góra widziana w zumi.pl

Trasę zaplanowaliśmy przez Leszno,Poznań,Toruń,Olsztyn,jakieś 720km - obliczyliśmy sobie że na 12 w południe bez problemu będziemy na miejscu i odpoczniemy sobie widząc już nasz jacht, ale niestety droga przerosła nasze oczekiwania i pomimo szybkiej i prawie nie przerwanej jazdy wyszło nam 11 godzin, po prostu masakra!!!. Dla przykładu w tym samym czasie można bez problemu z Jeleniej Góry dojechać nad Adriatyk do Chorwacji !!!


Nasza trasa w map24.pl

O godzinie 14:45 jesteśmy na miejscu, zostawiamy auta na parkingu strzeżonym w porcie i odnajdujemy armatora, który prowadzi nas do naszego jachtu:)




Armator przekazuje nam nowiutka Phile880 - aż chce się tam zamieszkać:),wpłacamy resztę pieniążków plus kaucja 1000zł i możemy dokonać zaokrętowania.Po 10 minutach
jesteśmy gotowi do odcumowania i wypłynięcia z portu.
Plan jest taki; jak najszybciej wypływamy z portu zatrzymujemy się w najbliższej spokojnej zatoczce i na spokojnie będę tłumaczył reszcie załogi co z czym się je:)
Odpalam silnik, Tomka wysyłam na dziób żeby kierował i w razie czego bosakiem amortyzował ewentualną kolizje z innym jachtem - było troche ciasno jak na moje pierwsze odpłyniecie od kei na silniku więc wolałem się zabezpieczyć:)


Wychodzimy z portu

No nareszcie sami na wodzie,jak dotąd wszystko odbywa się bez problemowo.
Na horyzoncie widzimy Jezioro Kisajno i pierwsze żaglówki, słonko świeci jest ok!



W sumie nie widać miejsca do spokojnego zaparkowania z dala od szlaku wodnego, po krótkim namyśle i wymianie zdań postanawiamy że szkolenie przełożymy na wieczór jak już znajdziemy sobie dogodne miejsce na nocleg. Myślę w duchu ok przecież dam rade, wieje słaby wiaterek to czemu nie. Podaje komendę chłopakom co mają zrobić i stawiamy żagle. Wszystko idzie dobrze, gaszę silnik i zabieram się za szoty i ster - wreszcie czuje to na co tak długo czekałem,po prostu jest super:). Słońce zaczyna przygrzewać , zrzucamy zbędne ciuchy żeby złapać jak najwięcej promyków.Wytłumaczyłem w między czasie załodze jak się wykonuje zwroty,Aga z Tomkiem coś tam pamiętają z pobytu na Sławie,robimy jeden potem drugi zwrot, żadnego problemu wszyscy zadowoleni i ucieszeni. Chłopaki otwierają po piwku i wznosimy toast za udany rejs, po prostu sielanka.
Niestety po jakiś 15 minutach od wypłynięcia z portu, następuje załamanie pogody - nadchodzi ze strony Jeziora Dargin nagły szkwał,zrywa się porywisty wiatr i zaczyna bardzo padać - dziewczyny wystraszone znikają w kabinie:)



Muszę mocno trzymać ster i kontrować aby nie wpaść w trzciny na zwrot z nieprzeszkoloną załogą nie mam szans w tych warunkach, chłopakom mówię żeby zwinęli foka (mamy rolfok), niestety jeden fał został zaklinowany i nie mogą rozkumać gdzie popuścić - ciągną wszystko tylko nie to co trzeba:)
Ja w tym czasie walczę ze sterem i grotem luzując ile się da, widząc że nic z tego nie będzie stawiam jacht pod wiatr i rzucam się do grota i ściągam go w dół, w tym czasie udaje się zwolnić fał foka i można go zwinąć.
Niestety bardzo mocny wiatr 5-6stopni wciska nas w tym czasie w trzciny, może to i dobrze bo jest czas się ogarnąć i ochłonąć.



Mieliśmy niezłą szkołę na sam początek rejsu :)pogoda pokazała swoje nieobliczalne pazurki i szybkość z jaką potrafi się zmienić.Załoga zobaczyła że niema żartów i trzeba nauczyć się która linka do czego:)Ja też mam nauczkę że najpierw szkolenie,a przyjemności potem.Plusem było to że do końca rejsu miałem posłuch u załogi:).
Burza minęła tak szybko jak przyszła, włączyłem silnik i wypłynąłem z trzcin na jezioro gdzie znowu postawiliśmy żagle i wszystko wróciło do normy - teraz było co wspominać i przeżywać, śmiechu było co nie miara:).
Tak sobie pływaliśmy jeszcze ze dwie godzinki i wypatrzyliśmy miejsce na nocleg na styku Jeziora Kisajno z Dargin.


Na horyzoncie nasz dzisiejszy cel

Zanim dopłynęliśmy do brzegu wytłumaczyłem jak podnosi się miecz i płetwę sterową, tak żeby nie było problemu dobijając do brzegu.Wszystko poszło bez problemowo i mogliśmy na spokojnie sobie poodpoczywać po bardzo długim dniu i zaplanować co będziemy robić następnego dnia.
Cdn.

13 listopada 2007

Mirabella V - z serii super jachtów


Mirabella V jest to największy jedno masztowy jacht na świecie.Skupisko luxusu i nowoczesności. Jacht ma miano super jachtu!!!

Mirabella V w całej okazałości

Jacht ma 75,22m długości, 14,80m szerokości zaś top masztu znajduje się na wysokości 88,5m niezła wysokość na bocianie gniazdo:).Wyporność to 765ton, zanurzenie na wciągniętym kilu 4m na opuszczonym 10m. Łączna powierzchnia żagli to 4538m2 !!!
Jacht obecnie pływa jako jednostka wycieczkowa, można wypożyczać jacht wraz z załogą na jedno tygodniowe rejsy. Przykładowy koszt czartery jachtu z załogą na morzu karaibskim, w terminie świąt boże narodzenie /nowy rok to 350tyś dolarów :)
W roku 2008 jacht będzie czarterowany na wodach Morza Śródziemnego. Na pewno będzie można go zobaczyć podczas festiwalu w Can i wyścigu F1 w Monte Carlo.
Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć pochodzącej z oficjalnej strony jachtu.

www.mirabellayachts.com/mirabella5/





Więcej zdjęć w galerii poniżej ,a po kliknięciu w tytuł posta zostaniecie Państwo przeniesieni na oficjalną stronę jachtu.

Super jacht mirabella V


No i oczywiście krótki filmik z Mirabellą w roli głównej :)



Piękny ten jacht !!! cdn.

12 listopada 2007

Jak to się zaczęło.

No właśnie, skąd u mnie pasja żeglarska ?. Pierwszy kontakt z żaglami miałem na obozie żeglarskim w Chobienicach(Wielkopolskie)

Widok na jezioro chobienickie.

Miałem wtedy 14lat(siódma klasa). W latach 80tych było to bardzo modne spędzanie wakacji, najpierw na wiosnę chodziło się w czynie społecznym do hangaru ZHP gdzie zimowały maczki, figle, i omegi. Czyściło się wszystkie żaglóweczki ,zdzierało stary lakier, odmalowywało na nowo. Wszystko musiało się świecić i wyglądać jak nówki w nadchodzącym sezonie.
Przed wyjazdem parę godzin teorii z budowy i można było pakować się w worek żeglarski:)
No i mamy ten upragniony dzień po miesiącach przygotowań :)Pierwszy raz wchodzimy z kei na pokład nowo odnowionej omegi. Mamy trzy sztuki Omeg i trzech instruktorów, nas jest 15, wiec bez problemu pływamy wszyscy naraz nikt nie musi czekać na zmianę. No i pływamy sobie po jeziorku nawet wieje, są pierwsze delikatne przechyły, wreszcie można poczuć siłę wiatru trzymając szoty foka i zobaczyć jak się balastuje i wykonuje zwroty.
Nasze Omegi wyglądały prawie jak te na zdjęciu.



Zdjęcia poglądowe na żaglówkę klasy Omega.

Pamiętam jakby było to wczoraj:) - wydarzyło się to właśnie podczas tego pierwszego kontaktu z żaglami na wodzie:)Mało kto jest taki zdolny:).
Podczas któregoś ze zwrotów zaplątał się fał foka i trzeba było dostać się do sztagu, oczywiście wszyscy wyrywaliśmy się żeby to jego wysłano w tą niebezpieczną misje:). Ale nasz kapitan stwierdził że jeszcze nie mamy obycia w poruszani się po pokładzie, mówi że niema zamiaru w pierwszy dzień pokazywać jak wyławia się rozbitka z wody:) i zrobi to sam dla bezpieczeństwa. Byłem w tej chwili najbliżej niego i steru więc to mi przypadł ten zaszczyt ze jako pierwszy kursant dostaje ster w swoje ręce :)W jednej ręce rumpel w drugiej szot od tali grota - od razu poczułem się jak wilk morski.
Kapitan ruszył w misje na dziób przekazując mi wskazówki żeby tylko trzymać kurs prosto !!! No i stało się to :)nie umiem sobie tego wytłumaczyć jak, ale się stało - wywróciłem na środku jeziora naszą łajbę:)))No i zamiast jednego rozbitka było nas sześciu!!! Ale była akcja :) tyle atrakcji na raz :)Do dziś pamiętam wzrok kapitana jak wpadał do wody :))
Oczywiście zaraz popełniłem następny kardynalny błąd, zamiast czym prędzej podłożyć jakiś kapok lub koło ratunkowe pod top masztu i zapobiec ewentualnemu grzybu, to ile sił zacząłem płynąc do najbliższego brzegu, a zasadą jest pozostanie przy łodzi, dopiero krzyk instruktora zmusił mnie do powrotu na to co wystawało z wody. Oczywiście zaraz odbyła się akcja podnoszenia nas na pokład pozostałych żaglówek i z holowanie wywróconej omegi na plaże gdzie do wieczora wybierałem wodę i suszyłem pokład. Oj oberwało mi się od komendanta obozu i instruktora:)
Najbliższy tydzień w ramach kary spędziłem na kei odbierając cumy od pozostałych kolegów, którzy pływali sobie całymi dniami:)Podchodzenie do kei widziane z brzegu opanowałem do perfekcji:). Pamiętam że po odbyciu kary miałem problem z powrotem na pokład , bo żaden instruktor nie chciał mnie na pokładzie:) Ale zaraz wszystko wróciło do normy i dalej moglem szkolić swoje umiejętności żeglarskie:).
Kurs skończyłem z wyróżnieniem w dwóch kategoriach - za manewry i oczywiście za pokazanie kolegą jak wygląda wywrotka:)Potem mi zazdrościli że to ja miałem wywrotkę!!!
Zaraz po powrocie planowałem następne wakacje też na wodzie, więc zapisałem się do kółka żeglarskiego w naszej szkole. W następnym roku był wyjazd na obóz żeglarski wędrowny na Mazury,połączony na zakończenie z egzaminem na stopień "Żeglarz Jachtowy"
Brzmi dumnie no nie:).
Jak dobrze pamiętam to w Giżycku odebraliśmy dwie dezety, i przez dwa tygodnie uczyliśmy się żeglować i wiosłować:).

Łódź żaglowa Dezeta.

Wiosłowanie w dezecie można porównać z karą na jaką byli zsyłani buntownicy na galerach:).Pięć par 2,5m wioseł potrafiło nieźle napędzić Dezetę, ale i też nieźle poobijać dłonie:).Tak pływając i ucząc się żeglarskiego kunsztu, opłynąłem główną część Mazur, od Węgorzewa do Ruciane-Nida, gdzie zdałem na patent żeglarski, który mam do dziś:)cdn.

9 listopada 2007

Troszkę muzyki w temacie

Sailing: Christopher Cross

7 listopada 2007

A dzisiaj to co tygryski lubią najbardziej :)

17go października w marinie Genua, miała miejsce światowa premiera jachtu morskiego Elan Impression 514 jest to najbardziej luksusowy i najnowocześniejszy ponad 16 metrowy jacht morski firmy ELAN.
Nowoczesna linia i przestronne wnętrze wręcz idealnie nadaje się na dalekomorskie wyprawy, komfort podróżowania i wypoczynku mamy na pokładzie i pod zapewniony.


Niektóre dane techniczne:
Długość: 16,10m
Szerokość: 4,68m
Wysokość w kabinie: 2,20m
Top masztu: 20,60m
Masa: 18ton

Co do moich zapędów zwiedzania świata i dopłynięcia na Polinezję Francuską , to właśnie takiej klasy jachtem jeśli chodzi o gabaryty :) może nie o komfort:)
No ale to jeszcze nie wiadomo :) na razie mam założenia że chodzi o taką wielkość. Jest tam wystarczająco dużo miejsca na dodatkowe zbiorniki z wodą i spiżarnię, a na pokładzie bez problemu zamontujemy kapsuły ratownicze:)
i zostanie jeszcze dużo miejsca do swobodnego poruszania się podczas dalekich przelotów, nieraz trwających po dwa miesiące bez cumowania do lądu.
No ale dobrze, do mojej wizji jachtu jeszcze powrócę nie raz :)
poniżej popatrzcie sobie na odrobinę luksusu jaki zapewnia nowy Elan Impression 514











więcej ładnych i bardziej szczegółowych zdjęć po kliknięciu na link do galerii:

Elan Impressium 514

Na razie to tyle, ale jeszcze nie raz będę prezentował fajne jachty te z górnej półki:) cdn.