Translate


Witam serdecznie wszystkich miłośników żeglarstwa, oraz pasjonatów jachtów żaglowych.
Jeśli już tu trafiliście to prawdopodobnie macie podobne zainteresowania do moich, czyli żeglowanie, a jak żeglowanie to i wszystko co z tym związane.
Ale jeśli jesteś tu przypadkiem i czytasz to nadal , to może też Ci się spodoba :)

28 maja 2008

Chorwacja 2008 - część 3

Następny dzień (środa) był dniem delikatnie mówiąc WIELKIEJ MOJEJ WPADKI :).
Wstajemy rano o 8 jak umówiliśmy się dzień prędzej , tak żeby zdążyć na wieczór do naszego kolejnego portu , którym ma być Korcula na wyspie o tej samej nazwie.
Pierwsze co usłyszałem z samego rana ,zaraz po opuszczeniu kajuty to że trzeba uzupełnić wodę w zbiornikach bo się kończy. Biorę sie do roboty, idę na zewnątrz na keje, gdzie troszkę pada deszczyk , odkręcam koreczek i leje wodę do zbiorniczka ziewając i przecierając oczy z porannego letargu.
Po pewnej chwili czuje znajomą woń ropy, myślę sobie co tak śmierdzi? czy tak wali woda w porcie ??? ułamek sekundy potem już wiem - tankuje bak naszego dizelka volvo penta, zamiast zbiorniki z wodą !!!. Moje szybkie szarpniecie za wąż już nic nie daje, mamy około 60l wody w 200l zbiorniku dizla.
Oczywiście jestem już obudzony nawet kawa jest już nie potrzebna:)
No to teraz będzie się działo!!! ,muszę jakoś poinformować o moim wyczynie kapitana. Reszta załogi siedzi w mesie i jeszcze o niczym nie wie.
Wchodzę do mesy siadam sobie na schodkach i mówię "Geo strasznie narozrabiałem" oczy wszystkich skierowane są w jednej chwili na mnie, zapada cisza , każdy pewnie myśli - co takiego mogło sie stać ?:)
Powiem szczerze że byłem bardzo zdziwiony a zarazem ucieszony reakcją Geografa na zaistniałą sytuację - przyjął wszystko ze spokojem.
Na początku były zaraz czarne scenariusze, (że trzeba wołać pomoc z zewnątrz do wypompowania paliwa , pewnie będzie to kosztować masę pieniędzy i czasu stracimy cały dzień itp.)
Całe szczęście człowiek ma troszkę doświadczenia w sprawach samochodowych i po paru minutach zastanowienia plan ratunkowy jest ułożony :)Najpierw spokojnie jemy śniadanie , następnie wszyscy którzy nie są potrzebni idą na spacer , tak żeby było miejsce na jachcie do przeprowadzenia operacji ROPA :)Po wyniesieniu wszystkiego z tylnej kajuty i odsłonięciu zbiornika było wszystko wiadomo, sprawa jest prosta:) , wszystkie węże zasilające motor są na wierzchu i można spokojnie korzystając z podłączenia ssaka wypompować zatankowaną wodę na ląd , która już zdążyła się oddzielić od dizla i osiąść na dnie zbiornika. Te kilka metrów węża potrzebnych do przepompowania wody odciąłem od naszego węża do wody :) w tym czasie Geo ze Zdzichem udali się do pobliskich warsztatów w poszukiwaniu jakiejś pompki, i na całe szczęście udało się załatwić ręczna pompę do odsysania oleju z silnika , która idealnie nadawała sie do mojego planu. Kanistry w które by można było zlać brudna wodę były na łodzi więc pozostało tylko połączyć wszystko w całość i sprawdzić na własne oczy czy czy uda się odpompować samą wodę bez ropy :) Kilka ruchów tłokiem pompy w celu wywołania podciśnienia wystarczyło aby zbiornik na olej zaczął sie napełniać - tylko pozostało pytanie czym ? :) Chwilę później już było wszystko wiadomo, plan wypalił i ściągamy samą wodę :) jest git i wiadomo że za godzinę możemy wypływać, kamień spada mi z serca i jestem szczęśliwy że obejdzie się bez kosztów:)
Odpompowałem idealnie 60l wody i jeszcze dla pewności pierwsze 10l dizla. Operacja zakończona sukcesem , można odpływać z Dubrownika!!! :).
Dla sprostowania postaram się wyjaśnić osobą które czytają to ,a nie miały kontaktu z jachtami że moja pomyłka z wlewami nastąpiła dlatego iż korki są umieszczone na rufie , od wody z jednej strony burty i od dizla z drugiej .Korki wyglądają z daleka identycznie są poniklowane i trzeba sie przyjrzeć napisowi na korku- waser, dizel :) no i po odkręceniu korka od dizla ukazuje się jeszcze mały napis pod korkiem "dziel" , uważam ze tak jak na większości czarterowych jachtów powinien być jeszcze duży napis dizel nad korkiem. Wtedy pierwszy raz na tym jachcie miałem uzupełnić zbiorniki z wodą i zasugerowałem się chyba tym że wlew od wody powinien być obok zaworu wodnego od prysznica pokładowego :) niestety było na odwrót.
Po drodze podpływamy do wodnej stacji benzynowej i na wszelki wypadek uzupełniamy do pełna bak paliwa - oczywiście już teraz tym co ma być :).
Wypływamy obierając kierunek na wyspę Korcula, wiatr nam sprzyja , stawiamy żagle i przez najbliższe parę godzin płyniemy na żaglach śmiejąc się z porannych wydarzeń - wreszcie mogę sobie strzelić piwko :)
Po drodze wpływamy na chwilkę w celu zobaczenia, do maleńkiej zatoki na wyspie Mliet gdzie znajduje się maleńkie miasteczko Sobra otoczone górami.Jest tutaj również mała marina na kilka jachtów. Kto wie, może kolejnym razem będąc kiedyś w Chorwacji zatrzymam sie tam na postój ,jest to bardzo przytulne miejsce- polecam.
Robimy rundę po porcie i wypływamy żeby nie tracić czasu , po porannych przygodach i tak jesteśmy trzy godziny do tyłu ,a przed nami jeszcze długa droga do Korculi gdzie mamy dopłynąć gdzieś na drugą w nocy.
Dalszą drogę pokonujemy na silniku - wiatr znowu wieje od dziobu :(.
Płyniemy wprost na zachodzące słońce i możemy podziwiać cudowny zachód słońca.
Dzień szybko przeistoczył sie w noc i część naszej załogi że tak powiem odpadło i poszło spać , na pokładzie zostaliśmy we trójkę Aga Piotrek i Ja , no i oczywiście pod pokładem przy kompie czuwał Geo :)
Podczas podchodzenia do Portu w Korculi przeżyliśmy kolejne doświadczenie i mogliśmy się przekonać na własnej skórze jak niebezpieczne mogą być miejscowe promy - pojawiające się z nikąd :) trzy osoby na pokładzie i czasami wychodzacy Geo ,a zbliżający się prom zobaczyliśmy dopiero jak był już jakieś trzy kable od nas na godzinie 5 i idealnie płyną na nas:) tu sie pochwale że byłem najczujniejszy , ale akurat to ja prowadziłem jacht.
Parę minut później przycumowaliśmy do nadbrzeży Korculi w bardzo ładnej marinie i postanowiliśmy jeszcze uczcić ten długi pełen wrażeń dzień paroma kieliszkami wody ognistej :).
cdn.

24 maja 2008

Chorwacja 2008 - część 2

Płyniemy w stronę Dubrownika ,na początku idziemy na żaglach , wiaterek nam sprzyja ,ale po kilku godzinach jak na złość zaczyna wiać od dziobu i musimy dalszą drogę iść na silniku, przed nami jeszcze 50mil . Halsowanie na tak długim dystansie wydłużyło by drogę na pewno o ponad dobę.Mam pierwszy raz okazję obserwować delfiny które przez pewną chwilkę płyną wzdłuż naszego jachtuNiestety nie udaje mi się zrobić ładnych zdjęć:(.Wiatr zmalał do zera, tafla morza zrobiła się gładka i za nami rozpoczęło się kolejne widowisko - przepiękny zachód słońca który trwał prawie pół godziny w niesamowitych kolorach.było na co patrzeć , zupełnie inna perspektywa z morza, na horyzoncie wszystkie kolory czerwieni
Skiper Geo podzielił nas na nocne wachty, od 20 do 23 Agnieszka z Justyną 23-02 Iwona z Piotrem 02-05 Ja ze Zdzichem.Przed nami było kolejne nowe doświadczenie, nanoszenie współrzędnych na mapę, wyznaczanie kursu, odczytywanie znaków świetlnych z latarni i pław i odnajdywanie ich na mapie. W ten sposób przez całą noc prowadziliśmy nawigację niezależnie od urządzeń GPS które oczywiście były na jachcie.
Noc była zimna i trzeba było się porządnie ubrać , chyba wszystko co miałem w torbie z ciepłych ubrań miałem wtedy na sobie :)Ja za sterem Zdzichu wypatruje światła latarni

Około 05 zaczęło świtać i na horyzoncie ukazały się światła Dubrownika, tym razem obserwowaliśmy wschód słońca:) ,o spaniu nie było już mowy, gdzieś za godzinę mieliśmy dotrzeć na miejsce (jest już wtorek).W ciągu godziny zrobiło się zupełnie jasno i byliśmy już przy Dubrowniku. Geograf stwierdził że zanim wpłyniemy do mariny to warto zrobić rundę wzdłuż brzegu miasta i zobaczyć Dubrownik od strony morza. Pomysł był super , miasto i jego mury obronne robią ogromne wrażenie , jest co podziwiać
Po obejrzeniu miasta z morza obraliśmy kurs na marinę.Marina położona była z drugiej strony Dubrownika w zatoce w której był też port
Do kei przybijamy o 07 ,droga z Komizy zajęła nam 21godzin z czego 16 pokonaliśmy na silniku.Po przycumowaniu ,zrobieniu klaru na pokładzie jemy śniadanie i zapada decyzja że zostajemy w Dubrowniku do jutra, mamy czas wolny wiec wreszcie można na chwilę zmrużyć oko :).Na 13 planujemy wycieczkę na stare miasto - piechotą jakieś 2km.Teraz idąc lądem mieliśmy okazję obserwować dla odmiany brzegi miasta z lądu Całe stare miasto Dubrownika to stara twierdza okolona do o koła wysokimi murami, które zachowane są do dziś w doskonałym stanie.Mury są zrobione w ten sposób że całą ich długość można przejść po ich szczytach podziwiając cudowną panoramę miasta i oglądać z góry śliczne czerwone dachy starych zabudowań.
Po wycieczce starym miastem i murami , spotkaliśmy się z Geo który do nas dołączył i razem zjedliśmy kolację w jednej z knajpek na starym mieście. A po kolacji podziwialiśmy uliczki Dubrownika podczas szybko zapadającego zmierzchu.
cdn.

23 maja 2008

Chorwacja 2008 - część 1

Nie miną jeszcze rok od ostatniego mojego żeglowania w Grecji, a już udało mi się znowu pożeglować :). Tym razem pływałem po Adriatyku wzdłuż pięknych wybrzeży Chorwacji.Tygodniowy rejs odbył sie w maju , jego trasa z góry była ułożona na intensywne pływanie, wiodła z Kasteli położonej pomiędzy Trogirem a Splitem do Dubrownika i z powrotem.W sumie przez sześć dni przepłynęliśmy 256 mil morskich i zajęło nam to 111 godzin. Taki rejs doskonale nadaje się na staż potrzebny do wypływania przed przystąpieniem do egzaminów na kolejne (polskie)stopnie żeglarskie z czego skorzystała część naszej załogi.
Organizatorem rejsu była firma GLOBTOURIST z Kołobrzegu. Załoga składała się z sześciu osób plus Skiper którym okazał się Kapitan Janusz Kawęczyński znany i popularny w światku żeglarskim jako Geograf czy Geo i tu moje ukłony bo bardzo fajowy gość z niego!!! :).Naszym jachtem była Bawaria 36 z 2006 roku, troszkę ciasna ale w dobrym stanie - własność MasterYachtingu.
Mój wybór na rejs do Dubrownika był umotywowany tym że dopłynąć do Dubrownika nie każdy może pływając przez jeden tydzień w Chorwacji ,a już prawie nie możliwe jest to biorąc jacht w okolicach Zadaru. To jedno , następne to że w takim rejsie występuje pływanie nocne co było dla mnie nowością i sporym doświadczeniem, no i po trzecie pojechałem tam aby podczas rejsu odbyć szkolenie na międzynarodowy patent Issa na który właśnie czekam :) ,a uprawnia on w większości państw do samodzielnego wyczarterowania i pływania jachtem po morzu. Na rejs wybrałem się z kolegą Zdzichem:),pojechaliśmy moim autem. Chętnym na podróż autem powiem że trasa Jelenia Góra-Praga-Znojmo-Wiedeń-Maribor-Zagrzeb-Trogir wynosi w sumie około 1250km i przy szybkiej jeździe zamyka się w 11 godzin. Koszt jazdy dwulitrowym autem na gaz tam i z powrotem zamyka się w kwocie około 800zł, wliczając w to - dwie winietki czeskie(7dni) jedną austryjacką(10dni) i opłaty za chorwackie autostrady(około 50euro) , więc niema tragedii jeśli się jedzie w dwie lub więcej osób. Pozostała część naszej załogi przyjechała firmowym autobusem GlobTourista za 350zł, ale czas przejazdu dla niektórych to grubo ponad doba. Jest jeszcze możliwość lotu samolotem bo lotnisko znajduje się 5km od mariny i jakby dobrze poszukać na pewno jakieś tanie połączenie by się znalazło.
Marina Kastela która była naszą bazą wypadową , to nowiutka bo niespełna dwu letnia nowoczesna marina na ponad 800jachtów, naprawdę standard kej i sanitariatów jak w 5* hotelu, wszędzie czysto i przyjemnie. Niecałe 500m od mariny znajduje się wielki market w stylu tesco gdzie można przed wypłynięciem zakupić wszystko co niezbędne na rejs.Jedynym minusem mariny to parking za który trzeba po tygodniu zapłacić 50euro :(. Nasze zaokrętowanie na jachcie było zaplanowane na godzinę 17 w sobotę i pierwotny plan przewidywał od razu wypłyniecie i obranie kursu na Dubrownik, ale jak to bywa plany planami a życie co innego i pierwszą noc spędziliśmy w marinie co jeszcze bardziej wzmogło intensywność rejsu. Następnego ranka (niedziela) po naszym pierwszym śniadaniu na jachcie ,i zaprowadzeniu klaru udało się odbić od kei i wreszcie pożeglować na pełne morze zostawiając z tyłu Kastelę i widok na pobliski Split.
Naszym celem była oddalona od Kasteli o ponad 40 mil wyspa Vis i port Komiza
Trasa do Komizy zajęła nam ponad 10 godzin ,gdzie płynęliśmy zarówno na żaglach jak i silniku, do portu wpłynęliśmy na styk około 20 jako ostatni jacht dla którego było jeszcze miejsce przy portowym nabrzeżu i z powodu ciasnoty musieliśmy cumować dziobem do kei co jest prawie nie spotykane w tutejszych portach.Komiza to małe rybackie miasteczko-port, z bardzo starą zabudową wśród której znaleźć można kilka portowych knajpek , w których spędziliśmy dalszą część wieczoru popijając piwko :).Następnego ranka (poniedziałek) rozpoczął się jak dla mnie najdłuższy dzień tego rejsu, płyniemy do Dubrownika. Po zjedzeniu śniadania i dokonaniu zakupów w miejscowych sklepikach opuszczamy Komizę odrazu stawiajac żagle bo fajnie wiejePrzy okazji nasza załoga, od lewej Agnieszka, Justyna ,Zdzichu, za sterem Geograf, Iwona,Piotr no i ja pstrykam fotę :)
Obieramy kurs na pobliską wysepkę Bisevo na której mamy zobaczyć grotę do której można wpłynąć pontonem i jeśli jest się w tym miejscu około 11 to można zobaczyć jak promienie słoneczne odbite od wody oświetlają wnętrze jaskini.Niestety po dopłynięciu do jaskini okazuje się że morze jest tak wzburzone w tym miejscu i nie mamy żadnych szans na wpłyniecie do groty - grozi to rozerwaniem pontonu i porozbijaniem naszych głów o wąskie wejście do jaskini :( no cóż , fajnie się zapowiadało , ale nic straconego może kiedyś nadarzy się jeszcze okazja zobaczyć to miejsce.
Jest 11 i obieramy kurs na Dubrownik , przed nami prawie doba płynięcia non stop ponad 80 mil.

Rolex Capri Sailing Week 2008 - foto


W dniach 20-24 maja rozegrane zostały kolejne regaty pod znaku ROLEXA Rolex Capri Sailing Week Capri Regaty odbywały się wokół Włoskiej wyspy Capri.
Zdjęcia są wydania etatowego fotografa Rolexa - Carlo Borlenghi i pochodza z oficjalnej strony regat.


Więcej zdjęć w galerii poniżej.

Rolex Capri Sailing Week 2008 foto Carlo Borlenghi

STANFORD ANTIGUA SAILING WEEK 2008


Przełom kwietnia z majem to tradycyjna data wielkiej imprezy żeglarskiej, rozgrywanej na wodach Antiguy na Karaibach. Już po raz 41 rozegrane zostały regaty STANFORD ANTIGUA SAILING WEEK
Więcej o regatach można przeczytać z ubiegłorocznej relacji którą tutaj opisywałem .

Zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony imprezy i są wykonane przez profesjonalistę w temacie fotografii regatowej Tima Wrighta . Poniżej link do większej ilości zdjęć.

Stanford Antigua Sailing Week 2008 Tim Wright