Następny dzień (środa) był dniem delikatnie mówiąc WIELKIEJ MOJEJ WPADKI :).
Wstajemy rano o 8 jak umówiliśmy się dzień prędzej , tak żeby zdążyć na wieczór do naszego kolejnego portu , którym ma być Korcula na wyspie o tej samej nazwie.
Pierwsze co usłyszałem z samego rana ,zaraz po opuszczeniu kajuty to że trzeba uzupełnić wodę w zbiornikach bo się kończy. Biorę sie do roboty, idę na zewnątrz na keje, gdzie troszkę pada deszczyk , odkręcam koreczek i leje wodę do zbiorniczka ziewając i przecierając oczy z porannego letargu.
Po pewnej chwili czuje znajomą woń ropy, myślę sobie co tak śmierdzi? czy tak wali woda w porcie ??? ułamek sekundy potem już wiem - tankuje bak naszego dizelka volvo penta, zamiast zbiorniki z wodą !!!. Moje szybkie szarpniecie za wąż już nic nie daje, mamy około 60l wody w 200l zbiorniku dizla.
Oczywiście jestem już obudzony nawet kawa jest już nie potrzebna:)
No to teraz będzie się działo!!! ,muszę jakoś poinformować o moim wyczynie kapitana. Reszta załogi siedzi w mesie i jeszcze o niczym nie wie.
Wchodzę do mesy siadam sobie na schodkach i mówię "Geo strasznie narozrabiałem" oczy wszystkich skierowane są w jednej chwili na mnie, zapada cisza , każdy pewnie myśli - co takiego mogło sie stać ?:)
Powiem szczerze że byłem bardzo zdziwiony a zarazem ucieszony reakcją Geografa na zaistniałą sytuację - przyjął wszystko ze spokojem.
Na początku były zaraz czarne scenariusze, (że trzeba wołać pomoc z zewnątrz do wypompowania paliwa , pewnie będzie to kosztować masę pieniędzy i czasu stracimy cały dzień itp.)
Całe szczęście człowiek ma troszkę doświadczenia w sprawach samochodowych i po paru minutach zastanowienia plan ratunkowy jest ułożony :)Najpierw spokojnie jemy śniadanie , następnie wszyscy którzy nie są potrzebni idą na spacer , tak żeby było miejsce na jachcie do przeprowadzenia operacji ROPA :)Po wyniesieniu wszystkiego z tylnej kajuty i odsłonięciu zbiornika było wszystko wiadomo, sprawa jest prosta:) , wszystkie węże zasilające motor są na wierzchu i można spokojnie korzystając z podłączenia ssaka wypompować zatankowaną wodę na ląd , która już zdążyła się oddzielić od dizla i osiąść na dnie zbiornika. Te kilka metrów węża potrzebnych do przepompowania wody odciąłem od naszego węża do wody :) w tym czasie Geo ze Zdzichem udali się do pobliskich warsztatów w poszukiwaniu jakiejś pompki, i na całe szczęście udało się załatwić ręczna pompę do odsysania oleju z silnika , która idealnie nadawała sie do mojego planu. Kanistry w które by można było zlać brudna wodę były na łodzi więc pozostało tylko połączyć wszystko w całość i sprawdzić na własne oczy czy czy uda się odpompować samą wodę bez ropy :) Kilka ruchów tłokiem pompy w celu wywołania podciśnienia wystarczyło aby zbiornik na olej zaczął sie napełniać - tylko pozostało pytanie czym ? :) Chwilę później już było wszystko wiadomo, plan wypalił i ściągamy samą wodę :) jest git i wiadomo że za godzinę możemy wypływać, kamień spada mi z serca i jestem szczęśliwy że obejdzie się bez kosztów:)
Odpompowałem idealnie 60l wody i jeszcze dla pewności pierwsze 10l dizla. Operacja zakończona sukcesem , można odpływać z Dubrownika!!! :).
Dla sprostowania postaram się wyjaśnić osobą które czytają to ,a nie miały kontaktu z jachtami że moja pomyłka z wlewami nastąpiła dlatego iż korki są umieszczone na rufie , od wody z jednej strony burty i od dizla z drugiej .Korki wyglądają z daleka identycznie są poniklowane i trzeba sie przyjrzeć napisowi na korku- waser, dizel :) no i po odkręceniu korka od dizla ukazuje się jeszcze mały napis pod korkiem "dziel" , uważam ze tak jak na większości czarterowych jachtów powinien być jeszcze duży napis dizel nad korkiem. Wtedy pierwszy raz na tym jachcie miałem uzupełnić zbiorniki z wodą i zasugerowałem się chyba tym że wlew od wody powinien być obok zaworu wodnego od prysznica pokładowego :) niestety było na odwrót.
Po drodze podpływamy do wodnej stacji benzynowej i na wszelki wypadek uzupełniamy do pełna bak paliwa - oczywiście już teraz tym co ma być :).
Wypływamy obierając kierunek na wyspę Korcula, wiatr nam sprzyja , stawiamy żagle i przez najbliższe parę godzin płyniemy na żaglach śmiejąc się z porannych wydarzeń - wreszcie mogę sobie strzelić piwko :)
Po drodze wpływamy na chwilkę w celu zobaczenia, do maleńkiej zatoki na wyspie Mliet gdzie znajduje się maleńkie miasteczko Sobra otoczone górami.Jest tutaj również mała marina na kilka jachtów. Kto wie, może kolejnym razem będąc kiedyś w Chorwacji zatrzymam sie tam na postój ,jest to bardzo przytulne miejsce- polecam.
Robimy rundę po porcie i wypływamy żeby nie tracić czasu , po porannych przygodach i tak jesteśmy trzy godziny do tyłu ,a przed nami jeszcze długa droga do Korculi gdzie mamy dopłynąć gdzieś na drugą w nocy.
Dalszą drogę pokonujemy na silniku - wiatr znowu wieje od dziobu :(.
Płyniemy wprost na zachodzące słońce i możemy podziwiać cudowny zachód słońca.
Dzień szybko przeistoczył sie w noc i część naszej załogi że tak powiem odpadło i poszło spać , na pokładzie zostaliśmy we trójkę Aga Piotrek i Ja , no i oczywiście pod pokładem przy kompie czuwał Geo :)
Podczas podchodzenia do Portu w Korculi przeżyliśmy kolejne doświadczenie i mogliśmy się przekonać na własnej skórze jak niebezpieczne mogą być miejscowe promy - pojawiające się z nikąd :) trzy osoby na pokładzie i czasami wychodzacy Geo ,a zbliżający się prom zobaczyliśmy dopiero jak był już jakieś trzy kable od nas na godzinie 5 i idealnie płyną na nas:) tu sie pochwale że byłem najczujniejszy , ale akurat to ja prowadziłem jacht.
Parę minut później przycumowaliśmy do nadbrzeży Korculi w bardzo ładnej marinie i postanowiliśmy jeszcze uczcić ten długi pełen wrażeń dzień paroma kieliszkami wody ognistej :).
cdn.
28 maja 2008
Chorwacja 2008 - część 3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz