Translate


Witam serdecznie wszystkich miłośników żeglarstwa, oraz pasjonatów jachtów żaglowych.
Jeśli już tu trafiliście to prawdopodobnie macie podobne zainteresowania do moich, czyli żeglowanie, a jak żeglowanie to i wszystko co z tym związane.
Ale jeśli jesteś tu przypadkiem i czytasz to nadal , to może też Ci się spodoba :)

4 grudnia 2007

Grecja 2007 cz.1


Zgodnie z wcześniejszym postanowieniem ,spędzenia kolejnego urlopu na jachcie i na morzu,
z początkiem roku 2007 rozpoczyna się poszukiwanie atrakcyjnego rejsu.
Rejsy po Bałtyku odpadają ,bo zimno i nie miałbym szansy namówić kobiety do żeglowania po zimnym morzu:). Wybór czarterów jachtów w internecie jest naprawdę ogromny, głównie Chorwacja ale jest też Grecja i Włochy. Postanawiamy z Magdą ,że najlepiej i najcieplej będzie w Grecji. No dobra - zawęża się poszukiwanie, kierunek już mamy - Grecja, jacht chcemy wyczarterować duży 12-15m razem ze skiperem, bo ja ani moi znajomi uprawnień do żeglowania po morzu nie mamy - dopiero są takie plany:). Wybieram kilka ofert i wysyłam zapytania o możliwość czarteru w interesującym nas terminie - czyli czerwcu. Ogólnie ceny podobne około 7000zł za tydzień czarteru, plus opłata za skipera( około 400euro), plus oczywiście przelot, opłaty portowe, wyżywienie własne i skipera, no i oczywiście paliwo i woda na jacht. Najbardziej interesująca oferta przychodzi z biura SEAMASTER- jest duży jacht( Oceanis 440) i to w dodatku pod polską banderą. W cenę 5800zł jest wliczona usługa skipera, który jest etatowo kapitanem tej jednostki - więc odpadają nam kolejne koszta, w postaci opłat za transport skipera. Jacht jest może nie nowy, bo ma 10lat ale jest czterokabinowy z dwoma łazienkami i przeznaczony na spokojną żeglugę 10-ciu osób - wiec pozostaje nam skompletowanie załogi i kwota czarteru automatycznie się podzieli, na nas i pozostałych uczestników rejsu. Wszystko już wiemy - pozostaje namówienie znajomych na wspólny rejs po ciepłych wodach i atrakcyjne spędzenie urlopu. Na pierwszy ogień oczywiście idą sprawdzeni na Mazurach Aga i Tomek. Propozycja zostaje od razu przyjęta i jest nas już czworo :), pozostaje znalezienie jeszcze jednej pary, tak aby nie było zaciasno na pokładzie, nie trzeba długo czekać i mamy trzecią chętną parę do wspólnego urlopu - Renata i Włodek. Załoga jest pełna. Wpłacamy zaliczkę i dokonujemy rezerwacji lotu do Aten, gdzie będzie nasza baza wypadowa na morze. Lot z Berlina do Aten w dwie strony wychodzi na osobę około 600zł, więc niema tragedii - czarter i lot na głowę wychodzi około 1600zł - prawie jak cena tygodniowych wczasów w nędznym hotelu, a tu jaka przygoda za tą cenę!!! Przed wylotem organizujemy jeszcze busa, który nas odwiezie i odbierze, po powrocie z lotniska. Jeśli chodzi o wyżywienie to postanawiamy, że obiadokolacje będziemy jadać na lądzie, a na jachcie tylko śniadania, więc odpada nam wiezienie ze sobą zbędnych bagaży w postaci wyżywienia, ale i bez tego było co dźwigać - o tym później:)
Nadchodzi długo oczekiwany dzień wylotu, jest sobota 16 czerwca, jedziemy umówionym busem na lotnisko do Berlina aby około 17 odlecieć do Aten. Lot przebiega bez problemu i przed 22 lądujemy w Atenach. Teraz wedle instrukcji od organizatora szukamy lini autobusowej, która zawiezie nas z lotniska do Mariny Kalamaki, położonej na przedmieściach Aten.
Na dworze jest już ciemno i za dużo nie widać podczas jazdy autobusem, który pędzi jak szalony i zatrzymuje sie na różnych przystankach, a my bez mapy nie za bardzo wiemy kiedy należy wysiąść z autobusu:) na nasze szczęście autobusem jedzie tez inna grupa Polaków z Warszawy też do tej mariny i mają mapę gdzie trzeba wysiąść więc problem znika.

Marina Kalamaki
Wysiadamy praktycznie w centrum miasta,ludzie z Warszawy tłumaczą nam jak dojść do mariny,ulica szeroka na cztery pasy i żadnego przejścia na drugą stronę, ruch jak w szczycie - jest 23. Idziemy czymś przypominającym chodnik w stronę przejścia do którego mamy jakieś 400m, każdy z nas taszczy po wielkiej torbie (przepisowe 20kg z lotniska),które robią się cholernie ciężkie i niewygodne do niesienia,a przejścia dalej nie widać i jest gorąco jak diabli. Wreszcie po dwóch przerwach widzimy przejście, jakieś 5 minut czekamy na zielone:) i jesteśmy z drugiej strony tej cholernej drogi, jeszcze z 200m i jesteśmy w marinie. Teraz wyciągam telefon i melduję się u naszego kapitana który czeka na nas gdzieś tutaj na jachcie. Marina jest wielka na ponad 1000 jachtów,nie widać końca, my jesteśmy na początku, a kapitan mi mówi ze właśnie czeka na nas z drugiej strony mariny:) następuje załamka - trzeba nieść torby jeszcze z 600m:). Tomek mówi ze odpuszcza idzie po taxi i faktycznie zaraz wraca w taksówce:)Nasze torby zajmują tyle miejsca że ledwo z Tomkiem mieścimy się w taxi, a reszta załogi idzie na piechotę. Nie wyobrażam sobie co by było jakbyśmy mieli jeszcze ze sobą torby z jedzeniem:)
Jacht robi duże wrażenie na wszystkich,jest ładny i ma obszerną mesę, a w środku nawet są cztery duże dwuosobowe sypialnie. Naszym kapitanem jest sympatyczny Wojtek Zientara ogólnie znany w światku żeglarskim - pływał już chyba wszystkim co ma żagle:) Po przywitaniu sie i przedstawieniu Wojtek przeprowadza nam krótki kurs z obsługi urządzeń jachtowych - głównie wc:)z którego aby korzystać trzeba naprawdę zapamiętać różne czynności do zrobienia przed i po:). Wpłacamy kaucje za jacht 300euro do kasy Wojtka,tak na wszelki wypadek jakbyśmy coś mieli uszkodzić podczas rejsu:)i wnosimy bagaże na pokład i wybieramy kajuty,nasz kapitan nie musi mieszkać w mesie bo zostaje mu jedna wolna kajuta z czego jest bardzo zadowolony (normalnie jak na rejs przylatuje więcej osób to kapitan nocuje w mesie), jest już 24 - nie jesteśmy zmęczeni i postanawiamy udać się gdzieś do knajpki na kolację, pozatym w marinie jest dyskoteka, a muzyka niesie po całym porcie i życie toczy się na całego.Około pierwszej w nocy wracamy na nasz jacht i po krótkiej naradzie gdzie będziemy płynąć i co chcemy zobaczyć kładziemy się spać.

Następnego dnia (niedziela) wstajemy około 9 i wreszcie możemy w pełni zobaczyć nasz jacht i ogrom Mariny Kalamaki, obok nas cumuje setki ślicznych jachtów żaglowych i motorowych - jest co podziwiać. Nasze Panie szykują pierwsze śniadanie na jachcie,a Wojtek załatwia tankowanie jachtu w wodę i benzynę - to tankowanie do pełna jest opłacane jeszcze nie z naszych pieniędzy, ale każde następne będziemy płacić już ze wspólnej kasy, do której zrzucamy się na początku po 100euro od pary.Ze wspólnych pieniędzy będziemy opłacać opłaty portowe, paliwo, wodę, zakupy na śniadania i wspólne obiadokolacje w portowych knajpkach.
Około 11 odbijamy od nadbrzeża i płyniemy w pierwszy rejs morski naszego życia:),zgodnie z planem dzisiaj płyniemy na Egine - wyspę na Zatoce Sarońskiej.

Wypływamy z mariny

Widok na marinę

Wreszcie jesteśmy na morzu, moje marzenia pomalutku się spełniają:)Najpierw płyniemy na silniku, tak żeby szybko minąć strefę szlaku wodnego prowadzącego do Aten.Wojtek tłumaczy jak działają pozostałe urządzenia na jachcie i jak używać odpowiednio silnika.My mamy teraz okazję ogladać obrys Aten z wody - są niesamowicie wielkie, nie widać końca zabudowań.

Widok z jachtu na fragment Aten

Jest bardzo ładna pogoda i słonko pomału nas przypieka, dobrze że na jachcie mamy binimi(zadaszenie z płótna nad kokpitem)i można się schować w cieniu, a do opalania mamy miejsce na burtach i dziobie gdzie leży ponton który przy okazji robi za leżaki:).Po jakiejś godzinie od wypłynięcia z Kalamaki jesteśmy już za szlakiem wodnym statków płynących do Aten - ruch jest bardzo duży i powstaje niezła fala.Stawiamy żagle i mamy prawdziwe żeglowanie, a wiaterek jak najbardziej nam sprzyja wieje około czwórki.Wojtek przekazuje mi ster i pierwszy raz mam okazję prowadzić taką jednostkę - jest super, jestem w swoim żywiole:)

Wreszcie ta chwila - mam ster :)

Później przekazuję ster Włodkowi który jest pierwszy raz na jachcie, ale łapie wszystko jakby pływał już nie raz. Włodek ma szczęście bo wiaterek zrywa sie i mamy prawie 5 stopni, idziemy w ostrym przechyle i pokonujemy pierwszy raz morskie fale na żaglach - fajne uczucie nieźle buja i rozbryzguje fale - wszyscy jesteśmy zadowoleni i każdemu dopisuje humor. Wojtek w międzyczasie opowiada nam gdzie było by warto płynąć w kolejne dni i jak ogólnie tu jest.Przed 17 dopływamy do naszego pierwszego portu Egina

Wpływamy do portu Egina

Egina jest to bardzo ładny port i miasteczko tętniące życiem, jachtem cumuje się przy samej promenadzie na której jest bardzo dużo sklepików i restauracji,w porcie można spotkać jachty z różnych zakątków świata



Po zacumowaniu udajemy sie na spacer po miasteczku w celu wypatrzenia ładnej knajpki na wieczorną kolacje i robimy zakupy na kolejne śniadanie, a także kupujemy trunki na wieczorną imprezkę. Nieopodal mamy też plażę gdzie idziemy się ochłodzić i wypić piwko po podróży.



cdn.

Brak komentarzy: